piątek, 1 lipca 2011

Pierwszy długi weekend (22-26 czerwca)

Oczywiście takiej okazji nie można było odpuścić. Wystartowaliśmy wspólnie z Łango w środę dosyć późną porą. Zamiast uderzyć na Nieporęt z przyzwyczajenia pojechałem przez miasto. Standardowo do samych Łomianek ciągnące się korki. Także bez złudzeń zapowiadała się długa droga:). Czasy kiedy trasę Wawa-1/2wysep pokonywało się 4,5h minęły bez wątpienia. Pozostaje mieć nadzieję, że nie bezpowrotnie. W sumie debata na temat 7emki staje się despotyczna, ale ciężko ten temat bagatelizować szczególnie podczas jazdy. Po drodze zrobiliśmy dwa postoje waho-kulinarne. Przed Gdańskiem zrobiło się troszkę śpiąco, dlatego zacząłem katować Łango starym dobrym Helmetem. Władek powitał nas koło 3.40 całe szczęście otwartym nocnym. Miłe zaskoczenie! na mecie czuwała już "metagospodyni" i przygotowane kimanko. Pływanko zaczęliśmy na mniej zatłoczonej Maszoperii, w czwartek koło 11. Zgodnie z prognozą, nie śpieszyliśmy się. W sumie zaliczyliśmy 1,5 godzinną sesyjkę na 12 i 9. Później zdechło, także króciutko. Piątek był co prawda obfity w wiatr. Niestety ów wicher był dość dziwny, ciężko było utrzymać wysokość. Sporo ludzi z wcześniejszych kampingów traciło wysokość. Łango odbył krótką sesję, natomiast ja się zmasakrowałem 6godzinną męczarnią. Owocem mojej nieudanej strategii było odpuszczenie sobie, z braku sił, pływania w sobotę. W tym dniu Łango mógł pochwalić się kolejnym udanym etapem, tak tak ogarnia już ostrzenie. Nie ukrywam, że przyjemnie było widzieć radość w jego oczach:). Tym samym już w pełni dołączył do rdzenia teamu:) W niedzielę odbyliśmy krótką, udaną 2godzinną sesyjkę na 7, 9 i trzeba było wracać. Smaczne szamanko w Kuźnicy i z powrotem na naszą 7emkę do domku, na szczęście bez większych przygód.

Podumowanie:
- Łango już ostrzy,
- bywają wiatry, na których praktycznie ostrzyć się nie da
- Convert jest ciężki do trenowania skoków
- Yanosik precyzyjnie określa korki
- Box spisał się obiecująco