niedziela, 23 października 2011

Tarifa - 03.10-04.10

Pora wyjazdu z Tarify. Fakt, iż to już ostatnie dni oraz sentyment do tego miejsca nie pozwalały na sprawne zebranie gratów. Z żalem opuszczamy kraniec południowej Europy. Napływani "do syta" odpuszczamy sobie pływanie i postanawiamy spędzić dzień zwiedzając. Zmierzamy na drugą stronę zatoki, po drodze widać nieopływany spot La Line, który prezentuje się dosyć przeciętnie (deficyt plaży, statki itp). Docieramy na Gibraltar. Po przekroczeniu granicy jesteśmy już w UK:). Szybko obskakujemy słynną skałę, ciesząc się widokami, małpkami itp. Powoli zmierzamy w stronę Malagi po drodze odwiedzamy Ronda'e. Sympatyczne miasteczko, naprawdę godne polecenia. W końcu docieramy do hotelu w Maladze. Zostały nam już tylko 2h do odlotu. Także nie ma czasu nacieszyć się starówką. Krótki sen i standardowo biegiem na lotnisko. Obyło się bez większych problemów. Po 3 godzinach lądujemy w kraju:)

środa, 19 października 2011

Tarifa - 02.10

Paskudna ale skuteczna kompozycja, wykonana na marokańskich bongosach czule budzi towarzystwo. Tradycyjnie już planujemy dzień w Valdevaqueros. Wybór pada na znane już nam Palamones. Po drodze niestety troszkę psuje się nam pogoda. Zatoka wita nas zalatującym odorkiem wydobywającym się z licznych tankowców, brakiem słońca, pochmurną deprechą, słabym wiaterkiem. Dało się zauważyć ogólne zniechęcenie. Nie odpuszczamy, wchodzimy na 12 i 9. Na wodzie okazało się, że nie jest tak źle. Odczucia całkiem przyzwoite. Wiało w miarę równo jak na Levante i z powodzeniem dało się doszlifowywać skoki:). U wszystkich widać już progres i ogólne opływanie na zafalowanym akwenie. Po kilku godzinach zabawy postanawiamy zwinąć szmatki i jeszcze zahaczyć o Los Canos De Meca. Na miejscu piękne słoneczko Levante na 7mkę. Pływa głownie Daniel ja zaliczyłem krótką sesyjkę. Lango całkiem zapomniał o kite'cie. Dziewczę, ciepełko i słonko rozleniwia:). Na wodzie sporo kite'ów. W tym kilku profów na wave i freestyle. Aż miło było popatrzeć. Po powrocie oczywiście patrolujemy nocny żywot w Tarifie. Osiadamy w naszej ulubionej dzielnicy "Amsterdam". Ku naszemu zdziwieniu jest trochę osób z kraju. Nawet udało się zagaić i poznać ekipę ze Szczecina. Wymieniamy doświadczenia, bawimy się kończąc kolejny udany dzień.

Wieje...

poniedziałek, 17 października 2011

Tarifa - 01.10

Dzień rozpoczynamy spokojnie, bez ciśnienia. W planach mamy wycieczkę do Tanger(Afrka). Zaopatrujemy się w bilety Tarifa-Tanger i po ok 30min jesteśmy już po drugiej stronie. Na miejscu czekał już na nas przewodnik. Krótka przejażdżka po okolicach. Pierwszy przystanek i pierwsze spotkanie z biednymi wielbłądami, katowanymi na parkingu samochodowym, brrrr okropność. Dodatkowo biedne garby musiały unieść wielkich i grubych turistas'ów, przerwałem robienie zdjęć. Kolejny przystanek to lokalne centrum, ale chyba wielkiego targowiska. Oczywiscie na miejscu wita nas sztab lokalnych handlarzy. Przewodnik ciąga nas po mniej lub bardziej ciekawych zakamarkach.Trafiamy na taniec węża. Widowisko nie powala. Artysta po mimo szczerych intencji nie mógł zapanować nad wężem. Jeden gość stukał w bębenki drugi klepał biednego płaza po głowie. Widowisko jakoś się im nie kleiło. Ale po procederze ludzie rzucali moneciaki do tamburinka:). Otoczeni przez dziką hordę lokalnych handlarzy, ruszamy na prezentację dywanów. Niestety nie mieli latającego a poza tym wydaje mi się, że w naszym kraju dywany wyszły z mody w latach 80tych. Generalnie prezentacja może i ciekawa, nie mniej nasza ekipka nie wykazała większego entuzjazmu. Niestety któryś z turystów postanowił coś zakupić, dzięki czemu cała wycieczka była skazana na żmudne oczekiwanie i wciąż nas nękających lokalesów, którzy dziwnym trafem znali trasy wycieczek (Link do gostka z fuck'erem). W końcu trafiamy do restauracji gdzie serwowali całkiem przyzwoite jedzenie przy miłym towarzystwie afrykańskich muzyków. Po smacznym obiedzie, rzut oka na piękne krajobrazy marokańskiego wybrzeża. Miło było spojrzeć na brzegi Hiszpanii od strony Afryki. Wskakujemy na prom i rura do Tarify. Niestety pogoda się zmieniła i cieśnina nam się troszkę zafalowała. Czego z resztą bardzo się obwiałem. Nie wiedzieć czemu ale siadłem sobie przodem do pokładowego światka. Po ok 5min. rejsu zaczęło się... Pokładowa obsługa lewdo co nadążała z wymiana torebek. Z mojej perspektywy wyglądało to niefajnie: od frontu bee..., na 9tej i 3ciej ostre spawanko, za mną leżący ludzie na pokładzie(ponoć pomaga). W 25tej minucie ledwo wytrzymywałem, kawały Daniela zdecydowanie mi nie służyły. Ale dzielnie dotrwałem do momentu cumowania:)


Wieje...

czwartek, 13 października 2011

Tarifa - 30.09

Dzień standardowo rozpoczynamy od badań warunków w Valdevaqueros. Lewante nie odpuszcza. Tym razem decydujemy się na nowy spot Getares (26km od Tarify). Jednak już na miejscu waruneczki okazują się zbyt słabe nawet na 12. Sama plaża dosyć szeroka, obfita w przyjemny piasek i duże muszle. Na wodzie niezły kocioł i spory wave. Jedziemy parę km dalej w górę zatoki do znajomego Palmones. Uff... widać kite'y. Wiaterek jak ta lala ale na 12:). No w końcu przyszedł progress. Widać że każdy lepiej czuje zafalowany akwen i nie walczy z falką. Razem z Danielem śmigamy na zmianę. Lango z rider'a abdykował na szkoleniowca i nie odpuszcza. Tutaj szczere gratulacje dla uczennicy:) Całkiem niezłe dragi ha-lsy'rce. W tym dniu postanawiamy wcześniej skończyć kite'owanie, czekał nas jeszcze shopping i pubbing w Tarifie:). Wieje...

poniedziałek, 10 października 2011

Tarifa - 29.09

Odgłosy hiszpańskiej wiertary stawiają na nogi Kamile i Daniela. Porannej pobudy wymagali jedynie Jola z Tomkiem(im wiertara nie straszna:)). Standardowo rekonesans i narada w Valdevaqueros. Prognoza bez zmian:). Decydujemy się na zapoznanie się z nowym spotem, na zachód od Tarify (ok. 50km). po drodze zahaczamy o Bolonię piękną hipisowską plażę. Niestety bliskość centrum cieśniny owocuje również mocnym Levane, także jedziemy dalej. Docieramy na właściwy spot - Los Canos De Meca. Miejscówa powala krajobrazem. Wspaniały pejzaż, w tle wyżyny, latarnia morska. Natomiast w wodzie, niestety kamienie po obywdwu stronach plaży. Później ukrywa je przypływ. Sporo kite'ów. Na plaży troszkę kamieni, do których można się później przyzwyczaić. Pływanie w miarę równe na 9-7. Sympatyczny wave. Na andaluzyjskich spotach czas płynie szybciej, robimy zawijkę. Wracając przejeżdżamy przez malowniczą i wartą wspomnienia mieścinkę Barbate w przepięknym widokiem na Atlantyk. Nie mając jeszcze dość, zwiedzeni słabnącym Levante postanawiamy pośmigać w Valdevaqueros (dzięki Kamilka). Niestety pływanie okazuje się kompletną klapą. Daniel ledwo co przeżył, ja szybciutko się zmasakrowałem. Natomiast mocno zaskoczył nas Lango, na pytanie jak waruneczki? usłyszeliśmy "spoko, głowy nie urywa!" :). Wieje...

Tarifa - 28.09

Nie mogąc się doczekać pionierskich wrażeń wymuszam poranną pubudę. Lądujemy na wspaniałej plaży Valdevaqueros. Woda ciepła ale bez rewelacji. Duje szkwaliste Levante. Decyduję się na wejście do wody. Odpalamy 7mkę. Ale już po kilku halsach odpuszczam:) - warunki typowo zegrzyńskie, jeszcze bardziej dobijające szkwały. Szybciutko zwijamy się ze spotu. Jeszcze krótki spacer po robiącej wrażenie wydmie. Miks wiatr-piasek dał się we znaki i zafundował ciekawy masaż nóg. Po krótkiej debacie decydujemy się na pływanko na zatoce w Palmones (ok. 30km od Tarify). Sam spocik robi pozytywne wrażenie. Pierwszy raz pływaliśmy tak blisko wypasionych transportowców. Plażę dzieli "rzeczka", którą jak później się okazało każdy z nas był zmuszony się przeprawiać wpław:). Pływaliśmy na 12-9. Jak na zatokę spocik posiada spory przybój i falkę, co dodało dodatkowego smaczku. Porofil mojej deski i strzały o wysokiej amplitudzie z tutejszej solanki gnębiły moje spojówki. Szkoda tylko że infrastukturka średnia. Ciężko o kibelek itp. Natomiast są prysznice, które przy takim zasoleniu są wybawieniem dla sprzętu. Wieje...

Tarifa - 27.09

Do odlotu została jakaś godzinka, Kraków wita nas porannym traffic'iem. Z lekkim stresikiem, klucząc po miejskich uliczkach i ostro naginając przepisy uffff...(w zasadzie dzięki Danielowi) docieramy na krakowskie lotnisko. Na parkingu, witają nas lekko wk... , ale radośnie:) Jola i Lango. Po kilku godzinach dolatujemy do Malagi. Lango organizuje Zafire, autko kapitalnie sprawdza się mieszcząc 5 osób oraz sprzęt. A7'mką zmierzamy do Tarify, po drodze decydujemy się na pierwszy posiłek. Andaluzyjskie szamanko okazuje się być kapitalnym i ogólnie docenionym przez uczestników. Powitani intensywnym Levante docieramy do Tarify. Klepiemy metę - w samym centrum i ciśniemy na lokalny rekonesans. Samo rozłożenie spotów wydaje się być znajomym:) natomiast krajobraz i siły natury to już inna bajka. Troszkę zmęczeni, ale pełni nadziei i nie mogąc się doczekać jutra:) wracamy na kwaterkę. Wieje...